Basen z niemowlakiem
W końcu udało się nam zorganizować na tyle, że zabraliśmy pierwszy raz Tośkę na basen. Nie powiem, że było "super-ekstra chodzcie, chodźcie!!!", ale powiem, że było okej, całkiem nie źle jak na pierwszy raz. Na pewno warte powtarzania. Nie sparzyliśmy sie.
Od miesięcy czytałam, przygotowywałam się psychicznie, planowałam co zabrać by niczego nam nie zabrakło, myślałam co będziemy robić w tym basenie, a jak zwykle to bywa zapomniałam o co najmniej połowie z tych dobrych rad zaraz po przekroczeniu progu szatni.
Po pierwsze CO SPAKOWAĆ NA BASEN Z NIEMOWLAKIEM?
Od rana planowałam - ubrać się w stój już w domu, zabrać dla siebie
- klapki,
- czepek,
- ręcznik.
Dla Małej:
- ciuchy na zmianę gdyby komplet numer jeden się zamoczył,
- pieluchy do pływania,
- pieluchy zwykłe,
- ręcznik na basen,
- ręcznik do całkowitego wytarcia,
- chusteczki mokre,
- czapeczkę koniecznie bo uszy muszą być chronione!
A więc posiadając te mało praktyczne trzy torby - bo jeszcze taty oczywiście, wygramolilismy się z domu. Na start los sprawdzał jak mocno chcemy na ten basen się udać, bo podjeżdżamy pod miejsce które wybraliśmy i zamknięte na cztery spusty, ale nie poddaliśmy się pojechaliśmy dalej!
W miejscu numer 1. Jest opcja szatni rodzinnej i brodziki, ale no nie było nam pisane tym razem. Odważnie powiedziałam "Dooobra jedziemy dalej, ja sobie dam radę sama w szatni, nie ma co się poddawać!".
I faktycznie w szatni nie było źle, poszło mi sprawnie. Szybko się rozebrałam, rozebrałam Małą. Nie zlokalizowałam przewijaka (który okazało się, że był w tej szatni, ale to oczywiście się dowiedziałam po wszystkim), więc posłużył nam parapet. Zawinęłam Tośke w ręcznik i go.
Zaczęło się dobrze. Chcieliśmy mieć zdjęcia z tego wydarzenia, więc mówię "Wejdę pierwsza z Małą, zrobisz zdjecia i zaniesiesz telefon do szatni". No plan na medal.
Zalecają wchodzić z dzieckiem powoli do wody, stopniowo zanurzajac, kroczek po kroczku. Aha. Tak, nie wiedziałam że kurat tu te stopnie są tak wąskie, a 150 cm to nie głębokość do pasa, a do szyi. Więc wpadliśmy. Autentycznie wpadliśmy do wody. Tyle było z wolnego zanurzania.
Opanowana byłam na tyle, że Toska zanurzyła się tylko do szyi, bo pomimo utraty gruntu pod nogami utrzymac nas obie na wodzie dałam rade! Sama też z suchymi włosami wyszłam.
W wodzie byłyśmy około 20 minut. Mała potrzebowała czuć się blisko mnie, lub taty. Tylko na chwilę pozwalała na bujanie odległość ramion. Dużą część jej uwagi skupiał hałas i inni ludzie. W sumie porównałabym jej zachowanie do tego jakie na codzień jest a wanience. Jest fajnie, ale zawsze z pewną dozą nieufności i dezorientacji. Także, jeżeli rozważasz zabranie dziecka na basen, to smialo! Jeżeli lubi się kąpać na codzień, to i w tej dużej wannie nie będzie narzekać. U nas to był pierwszy raz, ale widzę szanse na naprawdę duża sympatię do basenu. Na jesień może się uda zapisać do jakiejś klasy.
Komentarze
Prześlij komentarz